Muzeum Magii i Czarostwa na Islandii

Sporo i daleko podróżuję. Gdziekolwiek jestem, odwiedzam lokalne czarownice i magiczne miejsca. Wycieczka na Islandię w 2018 roku była czarownicza do kwadratu.

 

Na liście atrakcji, oprócz wspólnego czarowania w najdziwniejszych miejscach, znalazło się miejsce budowy świątyni Asatru w Reykjaviku, które jak widać na powyższym zdjęciu, nie różniło się od dowolnego innego miejsca budowy, jak również Muzeum Magii i Czarostwa w Hólmavík we Fiordach Zachodnich.

Unikalnym punktem sprzedaży tego muzeum są tzw. nekrospodnie. Widziałam ich zdjęcia w internecie i uznałam, że jeżeli zobaczę je na własne oczy, to moja wartość towarzyska wzrośnie. Przekonałam ekipę do wielogodzinnego dojazdu wynajętym samochodem przez śniegi Islandii, aby owe nekrospodnie zobaczyć.  Dzielę się teraz z Wami wrażeniami, abyście Wy nie musieli poświęcać tyle wysiłku i pieniędzy.

Po długiej jeździe oczom naszym ukazała się stodoła – muzeum – restauracja, stanowiąca główną atrakcję Hólmavík.

Otaczająca miejscowość pachniała rybami. Kutry kołysały się na przystani, dzieci igrały na kupie śniegu, ludzie siedzieli zamknięci w drewniancyhc domach, a ja poczułam, że gdybym miała tu zostać drugi dzień, to bym zaczęła wariować. Udaliśmy się zatem do samego muzeum.

W pierwszej sali powitały nas nekrospodnie (isl. nábrók). Przynoszą one właścicielowi bogactwo w monecie, ale żeby je zdobyć, należy się bardzo namęczyć. Należy znaleźć mężczyznę, który zgodzi się, by po śmierci wykopać jego zwłoki i zedrzeć z nich skórę od pasa w dół tak, by skóra pozostała nienaruszona. Skórę tę należy założyć, a do moszny włożyć grosz skradziony wdowie w Boże Narodzenie, Wielkanoc lub Zielone Świątki. Od tej pory w mosznie wciąż będą pieniądze. Warto jednak pamiętać, by pozbyć się portek przed śmiercią, bo inaczej zalęgną się w nich wszy! Należy więc zgrabnie odstąpić spodnie, ściągnąc prawą nogawkę, druga osoba tę nogawkę nakłada, ściągnąć lewą  nogawkę, ta osoba w nią wskakuje, i już pozbyliśmy się portek, a dar ciągłego dostępu do bilonu przeszedł na następnego chętnego.

Z pewnym respektem podeszłam do witryny z portkami, przyjrzałam się z daleka, przyjrzałam się z bliska, i stwierdziłam, że nekrospodnie są gumowe. Taka długa podróż, żeby zobaczyć gumowe spodnie! Rozejrzałam się po sali, a tam już niewiele poza tym było, a wszystko, jak mi się wydawało, z plastiku. Zrobiło mi się ciężko na sercu. Nie na długo jednak. W muzeum jest jeszcze druga sala.

Miałam już za sobą lekturę “Islandzkiej magii” Stephena E. Flowersa (znanego też jako Edred Thorsson) i mogłam umieścić eksponaty w drugiej sali w kontekście. Podstawowym islandzkim narzędziem magicznym są charakterystyczne znaki, zwane galdrastafir. Znane są od XVII wieku. Każdy ma swoją nazwę. Jednym z najbardziej popularnych znaków ochronnych jest pomocny bitwie Hełm Grozy (już wiem, skąd Pielewin zaczerpnął tytuł swojej powieści w formie czatu). Można go, jak współcześni Islandczycy, nosić na bluzach albo w formie kolczyków. Bjork ponoć ma wytuauowany znak, który pomaga w nawigacji podczas złej pogody. Flowers proponuje używać galdrastafir tak, jak aktywuje się współcześnie sigile, ale magia ludowa miała przepisy na to, na czym dany galdrastafur nakreślić i gdzie go potem schować. Oto gotowe przepisy magiczne prosto z Muzeum Magii i Czarów na Islandii.

Jak ujmuje to opis eksponatu: wykreśl ten znak na świńskiej skórze krwią ze swego lewego sutka i podłóż dziewczynie, żeby spała na nim przez noc. Potem nie będziesz musiał już jej prosić.

 

Tu coś prostego: wyryj ten znak  drewnie dębowym lub z czerwonego świerku, by zobaczyć ducha.

Powyższy według opisu jest jednym z najpotężniejszyc znaków, mimo że wikipedia bagatelizuje go jako znak rzeźbiony na dnie beczki, żeby nie przeciekała.

Dwa potężne znaki używane do zwycięstwa w zapasach. Jeden nazywa się Gapaldur, drugi Ginfaxi. Pierwszy należy sobie włożyć pod prawą, drugi pod lewą piętę, a przed zapasami wyrecytować zaklęcie: Galpadur pod piętą, Ginfaxi pod palcami, stań obok mnie, diable, bo jestem w wielkiej potrzebie.

A to sposób na wykrycie złodzieja. Ten znak należy umieścić pod progiem, a osoba, która zawaha się przed jego przekroczeniem albo zawróci jest winna.

Znaki i zaklęcia mówią wiele o społeczeństwie, w którym były używane. Podobnie jak w innych krajach wczesnej nowożytności, bogactwo liczyło się w bilonie mieszczącym się w mosznie, a więc poprzeczka bogactwa ustawiona była nisko. Sąsiad okradał sąsiada: powyższy znak, Pjofastafur, działa, kiedy złodziej odwiedza nasz dom, a zatem nie możemy ufać najbliższemu otoczeniu. Kiedy krowa przestaje dawać mleko, wydaje się racjonalne, że przyczyną musi być wysysanie mleka przez tilberi, żebro zmarłego, które ożywiła sąsiadka w tym złośliwym celu, by kraść innym mleko i robić z niego masło. Beczki należało zabezpieczać magicznie. Świat był ubogi, wrogi i niezrozumiały.

W XVII wieku Islandię nawiedziło polowanie na czarownice. Oskarżono o czary ponad 120 osób, przede wszystkim mężczyzn, członków jednej rodziny. Biorąc pod uwagę, że mówimy o Islandii, gdzie do dziś wszyscy są w jakiś sposób spokrewnieni, to nie dziwi. Nie dziwi również, że magia była najwyraźniej domeną mężczyzn, dziedzców runicznej magii Odyna. W surowych warunkach klimatycznych samotne kobiety w chatce na kurzej nóżce nie występowały. Podobnie było w Finlandii, gdzie również w procesach o czary oskarżani byli głównie mężczyźni.

Wiara w magiczne znaki przetrwała do XIX i XX wieku. Podobnie jak w reszcie Europy, na Islandii kopiowano manuskrypty z magicznymi przepisami, jak te przechowywane w Muzeum w Hólmavík.

  

Wizyta w tym odległym miejscu zakończyć się musi skorzystaniem z knajpy, którą prowadzą właściciele. Zapewne obok stacji benzynowej z możliwością kupna alkoholu jest to jedna z nielicznych możliwości spędzenia wolnego czasu w okolicy. Gumowe nekroportki ściągają jednak turystów z całego świata. Jedna z odwiedzających napisała list, który został oprawiony i powieszony na korytarzu. List brzmi mniej więcej tak:

“Kupiłam u was talizman. Niestety, przynosił mi same nieszczęścia. Odsyłam go w tym liście. Poza tym muzeum super”.