Seks w wicca

W wicca odbijają się postawy ludzi wobec seksu, co prowadzi do nieporozumień, ale co o wiele gorsze, także do bolesnych sytuacji. Po rozmowach z osobami, które dopiero zainteresowały się wicca i sądzą, że to klub swingersów, oraz widząc, że niektórzy są w wicca jakiś czas, a nadal mylą jedno z drugim, postanawiam zaadresować problem.

Chciałabym zwrócić uwagę, że Bóg i Bogini, mimo że przypisuje się im przeciwne płcie, robią bardzo różne rzeczy w ciągu Koła Roku: nie tylko uprawiają seks, ale również rządzą swoim ludem, rodzą dzieci, umierają i zstępują do podziemi, odradzają się, nabierają mocy, decydują się na ofiarę, bywają samotni. Nie jest tak, że w każde święto tylko seks, seks, seks. Owszem, Beltaine w mitologii to czas miłości fizycznej, ale taki Yule to matka (wdowa) z dzieckiem. Na wszystko jest czas.

Owszem, wicca jest religią płodności. Jednak nierównoważona płodność, bez śmierci, może nas zadusić. Dlatego wicca jest również religią mówiącą o ograniczeniach, o śmierci.

Tyle bazy mitologicznej.

Powszechnie wiadomo, że wiccanie praktykują nago. Wiadomo również, że starają się o równowagę płci w kowenach. W kulturze Zachodu nagość jest kojarzona z seksem. Wiele już było powiedziane o tym, że wiccańska nagość to tak naprawdę „odzianie w niebo”, spowicie w magię, a także wolność, równość, szczerość i zaufanie, wobec siebie i bogów. Jednak zawsze znajdzie się kolejna osoba, która tego nie wie albo nie rozumie.

Nawet w ramach jednej kultury różnimy się od siebie. Dla jednych nagość i obecność osób przeciwnej płci jest jasnym sygnałem do kopulacji. Dla innych potrzebne są rozmaite bodźce i kontekst sytuacyjny. Świat tych pierwszych wydaje mi się bardzo nudny, chociaż prosty.

Czasem człowiek z taką nudną wizją seksualności sądzi, że koweny to grupa swingersów, zastanawia się, jak wytłumaczyć żonie, że swinguje w każdy sabat. Czasem pyta o rytuały łączenia męskiego i żeńskiego pierwiastka, a kiedy proponuję wykonywanie tradycyjnie kobiecych prac i pielęgnowanie kobiecych cech charakteru słyszę, że tak naprawdę to chodzi o Wielki Rytuał, czyli „wkładanie tego w to” (Witkacy).

Wizja, w której seks jest zawsze penetracyjny, wydaje mi się smutna.  A piorun uderzający w ziemię ma bogatszą symbolikę niż tylko penis wchodzący w waginę (proszę zwrócić uwagę, że tu wyraźnie penis jest na górze; to pozycja misjonarska). Oprócz dynamiki między mężczyzną a kobietą istnieje też dynamika między tworzeniem i niszczeniem, między aktywnością i pasywnością, światłem i ciemnością, pomiędzy żywiołami. Lista jest ogromna. Każdy może stworzyć własną.

Wicca oddaje ducha czasów. Moim zdaniem w latach 50, w czasach „mistyki kobiecości”, rozdziału płci i nieobecności erotyki w przestrzeni publicznej, rzucenie kogoś do kowenu gołych ludzi, w tym płci przeciwnej, było wyzwalające. Kapłanka pokazywała moc, której w życiu codziennym kobiety nie miały. Słynne zalecenie Gardnera, aby arcykapłanka była młoda, piękna i słodka, wynikało z tego, że taka dziewczyna dosłownie elektryzowała otoczenie. Ci ludzie pracowali na napięciu między płciami, które na przestrzeni dziesięcioleci zanikło dzięki równouprawnieniu, powszechności seksu w wolnych związkach, wreszcie rozerotyzowaniu kultury popularnej. Zetknięcie z nagością nie wywołuje już takiego efektu, jak wrzucenie aspiryny do szklanki wody: nie ma już tego buzowania.

W związku z tym wiccanie pracują już na innych częstotliwościach. Mogą skupić się na Wielkim Dziele. A Wielkie Dzieło to nie jest wcale połączenie męskości z żeńskością, tylko połączenie się z boskością. Miłośnicy bardziej tradycyjnej czarostwa mogą odnajdywać erotykę w wiosennym popołudniu, kiedy wszystko rozkwita, oraz mroczne pożądanie przeciwstawiające się mocom śmierci w październikową noc.

Wicca oddaje ducha czasów również w tym, jak odnoszą się do siebie jej członkowie. Z przykrością stwierdzam, że środowisko wiccańskie nie jest wolne od mitów o seksie, które krzywdzą ludzi Zachodu, wiccan i niewiccan. Są to mity o radości seksu bez zobowiązań, mit beztroskiej poliamorii, a także mit urody. Wiccanie czy nie, mamy prawo stawiać granice. Nasze ciała należą do nas i przez fakt wyznawanej przez nas religii nie są automatycznie bardziej dostępne. Seks nie jest sportem wyczynowym. Ilość partnerów nie czyni nas lepszymi. Nie czyni nas nawet lepszymi kochankami. Uroda nie jest wyznacznikiem dobrej kapłanki, a luźny związek z osobą mającą mocną pozycję w środowisku nie pociągnie nas na szczyt społecznej hierarchii.

Trudno mi wypowiadać się o tym, jak współczesna kultura krzywdzi mężczyzn. Jest to jeden z tych tematów, które czekają na szeroką dyskusję. Nie wiem, jak dysproporcja płci w środowisku wiccańskim działa na mężczyzn, którzy są z jednej strony poszukiwani, z drugiej mogą przebierać. Wiem, że w środowisku wiccańskim są kobiety takie same jak poza nim, chowane w przekonaniu, że ich wartość mierzy się według urody i według rangi i/lub ilości partnerów. Nie wiedzą czego chcą, co jest dla nich dobre i co lubią, ani tego egzekwować. Wicca jest przyspieszoną szkołą rozwoju osobowości, i niestety nauka może być bolesna.

Chciałabym zmienić świat wokół siebie. Staram się. Ale skala problemów, jakie związane są z postrzeganiem seksu i związków, jest ogromna. Postrzeganie wicca i relacje wewnątrz wicca, nasze metody, wszystko to zależy od świata wokół nas. Chciałabym, żeby był to świat, w którym seks jest święty i  nieprzeliczalny na uznanie czy samoocenę. Chciałabym, aby zamiast kultu młodości i urody panował zachwyt nad różnymi darami młodości, starości, urody, mądrości. Chciałabym, aby upadły fałszywe przekonania i mity, które nas krępują, i abyśmy stanęli wolni przed bogami jak i przed ludźmi, ze zrozumieniem i szacunkiem zarówno dla mocy tworzenia, jak i konieczności niszczenia, dla seksu jak  i dla śmierci, bez zaprzeczania i przeinaczania każdej z tych sił. O tym uczy wicca.